Strona:PL Sue - Artur.djvu/314

Ta strona została przepisana.

rał przedstawionym, rzecz tem, dziwniejsza, dodawał pan de Cernay, że widywałem właśnie też same osoby co i ona, żem ją napotykał prawie co wieczór, i że, wiedząc że on jest przyjaciele, pani de Pënâfiel, nie prosiłem go aby mi zjednał zaszczyt, o który wszyscy tak bardzo się ubiegali. Lecz, mówił znowu pan de Cernay, trzeba było także powiedzieć żem był na prawdę zajęty kobiétą bardzo przyjemną, i że mi zapewne kazano przyobiecać, że się nigdy niezbliżę do pałacu Pënâfiel, pewnego rodzaju zamku Alcyny, z którego nie można było wyjść inaczéj jak zaczarowanym i rozkochanym do szaleństwa.
Nakoniec, pan de Cernay nagromadził tyle niedorzeczności i kłamstw, a nadewszystko tak bezustannie o tym samym mówił przedmiocie, że, bądź z niecierpliwości bądź z przyczyn których nie mogłem przeniknąć, pani de Pënâfiel okazała się, jeśli nie zupełnie obrażoną, to przynajmniéj nieprzyjemnie dotkniętą mojém pozorném niedbaniem aby jéj być przedstawionym. W swéj dumie, któréj tak zwykle pochlebiano, zaczęła zapewne uważać tę obojętność z méj strony, jako ubliżenie przyjętemu zwyczajowi i winnym jéj względom. Pewnego dnia nakoniec, gdy pan de Cernay znowu unosił się nad mém dziwactwem, rzekła mu tonem wielce nakazu-