nadzwyczajną prostotę obejścia się, dowcip skromy i bez żadnéj pretensji, ułożenie zachwycające, i wyrażać bardzo naiwnie wszystko co myśli.
— No! na honor, — odpowiedział mi Lord Falmouth z swoją poważną ironią, — dobrześ Pan osądził, tak prawda jak teraz południe nas oświeca, jak jesteśmy śród gęstego lasu, zajęci słuchaniem śpiewu ptasząt. — Potém dodał na serio: — Co w niéj najbardziéj piekielnego, to obłuda... Jestem pewny że ani słowa z tego nie myśli, co nam powiedziała o Byronie i Skottcie... bo ona ma tyle serca... oto tyle, — dodał, uderzając końcem swéj laski w podstawę kolossalnego wazonu japońskiego, pełnego kwiatów, który stał blisko nas, — albo też, tyle, — rzekł wyjmując z wazonu piękną purpurową kamelję, którą mi pokazał, — podobna jeszcze jest do tego: barwa i świetność, nic więcéj; równie tak niéma duszy jak ten kwiat niéma woni. Zresztą, kiedy chce, umie do zachwycenia mówić. Lecz wtedy to trzeba ją słyszeć, powiadają, kiedy kto od niéj wychodzi... jak go w sztuki poszarpie! Którego kolwiek dnia zrobimy sobie tę uciechę; Pan wyjdziesz, ja zostanę i powiem Panu wszystko, co będzie o tobie mówiła, pod warunkiem odwzajemnienia się...
Strona:PL Sue - Artur.djvu/353
Ta strona została przepisana.