nie źle, a toć ten potwór płaci tylko piędziesiąt groszy.
— Piędziesiąt groszy? wedle taryffy? a ty go tak powozisz jak księcia?
— Tak jest, i tego tylko żałuję, żem go jeszcze prędzéj wieść nie mógł.
— Jaki też z ciebie osieł, — rzekłem Piotrowi.
Zobaczysz, że tako samo jak ja zrobisz.
— Da się to widzieć, — powiadam Piotrowi.
Wreście przyprowadzają, mi niego konia, którego nazwałem Zawadjaką, bo ciągle dokazywał: już to on tak sobie uroił, ów głupiec... czy to zwierz, czy człowiek, wszystko mu było jedno, byle tylko mógł kąsać lub bić, czy z przodu, czy z tyłu, gdzie się zdarzy.
— Biedny Zawadjaka, — dodał mój przewodnik z boleśném westchnieniem. Potem mówił daléj: — Przyprowadzają mi więc mojego Zawadjakę, i nim wsiadłem na konia, postrzegłem wielką rękę, suchą, kościstą, wyżółkłą, która wysunęła się z po za skórzanéj firanki i zapłaciła Piotrowi piędziesiąt groszy. Widząc że Piotr dostał tylko piędziesiąt groszy... zadrżałem... i rzekłem sam do siebie: — No, poczekaj, stary dychawico, pysznie się przewieziesz za twoje piędziesiąt groszy. — Gdzie jedziemy, proszę pana? — spytałem karety, bom
Strona:PL Sue - Artur.djvu/37
Ta strona została przepisana.