Strona:PL Sue - Artur.djvu/371

Ta strona została przepisana.

raczéj dla tego nawet że było prawdę, byłoż co w świecie śmieszniejszego i niedorzeczniejszego, jak słyszeć mężczyzn, ubranych z owym gatunkiem zaniedbania, nieraz sknerskiego, dozwolonego dzisiaj na poranne wizyty, którzy tak szli po Gąsienniczemu (stare wyrażenie najsprawiedliwiéj wymyślone, które odżyćby powinno), przepędzić godzinkę u kobiéty, słyszéć ich, mówię, skarżących się obelżywie że ta kobiéta przyjmowała ich, otoczona tém wszystkiém co gust, sztuka i elegancya dodać tylko mogły do jéj naturalnych wdzięków?
Wyznaje, że przeciwnie wielkiéj doznawałem przyjemności poić się wszystkiemi temi rozkosznemi wabnościami pani de Pënâfiel, przypatrywać się nakoniec, choćby tylko jak zachwycającemu przedmiotowi sztuki, temu rozkosznemu żyjącemu obrazowi, niekiedy tak ożywionemu, niekiedy tak smutnemu i omdléwającemu.