uczucia doszłe aż do najrozpaczniejszego paroksyzmu!
Widzę ją jeszcze. — Miała zwyczaj siadywać na małéj kanapce bardzo niskiéj, ze złoconego drzewa, pokrytéj atłasem brunatnym w bukieciki z róż, przed którą leżała długa poduszka gronostajowa, która jéj służyła do opierania nóg; obok téj kanapki i przytykające do muru, stało biurko, którego wyższa część tworzyła szafkę; drzwiczki jéj były otwarte, i z największém podziwieniém postrzegłem w niéj krucyfiks z kości słoniowéj...
Pani de Pënâfiel zsunęła się zapewne z kanapki, gdyż na współ klęczała, na w pół siedziała na kobiercu gronostajowym, trzymając obie ręce złożone na kolanach; twarz jéj smutna, na wpół obrócona ku Chrystusowi, oświecona była promieniem światła, który obijając się o jéj czoło, dozwalał wyczytać na niém wielką boleść.
Trudno było widziéć cóś bardziéj rozczulającego, piękniejszego, a zarazem bardziéj zasmucającego, jak tę młodą kobiétę, otoczoną całym urokiem zbytku i elegancyi, tak zgromioną pod ciężarem niewiem jakiego straszliwego zmartwienia!
Po najmocniejszém podziwieniu, przyznam się iż pierwszém mojém wzruszeniem było bo-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/374
Ta strona została przepisana.