nie widział nikogo, i wielka sucha ręka już się wsunęła.
— Jedzicmy do *** — rzekł mi głos, ale to tak slaby, tak zagasły, że zdawał się być konaniem; a potém tenże sam głos dodał, na w pół kaszląc, na w pół sapiąc: — Ale cię uprzedzam w jednéj rzeczy, najdroższy przyjacielu... — Najdroższy jego przyjaciel! — powtórzył mój przewodnik z wściekłością... — Uprzedzam cię, że najmniejszy podskok, najmniejsze stuknięcie, okropną mi boleść sprawia; już na wpół jestem umarły od straszliwych podrzuceń, które mi zadawał twój kolega. — Chcę jechać bardzo powolnie, bardzo powolnie, jak najpowolniejszym kłusem, czy słyszysz?... bo... — i zakaślał jak gdyby już dusza z niego wychodziła, — bo najmniejsze podrzucenie by mnie dobiło...
a ja tylko płacę wedle taryffy... piędziesiąt groszy, mój kochany przyjacielu.. — I tu znowu zakasłał, jak gdyby już konał, stary dychawica.
— Ach! płacisz tylko piędziesiąt groszy! i nazywasz mnie swoim przyjacielem! ach! to ci szkodzi kiedy cię prędko wiozą! Poczekaj, poczekaj, stary niedołęgo, — rzekłem wskakując na Zawadjakę, — o! już ja z tobą wolniutko pojadę! — I jak się puszczę galopem! jak zacznę rząść karetą; ale to tak dzielnie, ale to tak dziel-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/38
Ta strona została przepisana.