ry wypadł zapewne z szafy, tak prędko przez nie zamkniętéj za mojém przybyciem, aby ukryć krucifiks, a zapewne i ten medalion. Był to portret mężczyzny; lecz niemogłem rozpoznać jego rysów.
Zniknęła wówczas wszelka niepewność, wszystkie moje inne domysły spełzły przed tym dowodem tak oczywistym fałszywości pani de Pënâfiel; wówczas, dręczony tysiącem uczuć zazdrości, gniewu, nienawiści, obrażonej dumy, które mną naprzemian miotały, wstałem, i rzekłem do niéj z najzimniejszą krwią:
— Pani jesteś moją przyjaciółką?
— O! najprawdziwszą, najszczerszą, — rzekła z wyrazem wdzięczności, który rozjaśnił jéj rysy, aż dotąd pochmurzone moją obojętnością.
— Mogę więc jak najszczerzéj do pani mówić?...
— Mów Pan do mnie jak do siostry! — rzekła podając mi rękę, uśmiechająca i szczęśliwa zapewne, widząc żem jéj zaufał,
Wziąłem tę piękną rękę, i pocałowałem ją — potém rzekłem znowu:
— Jak do siostry?... jak do siostry, niech i tak będzie; bo w całéj téj pocieszającéj komedyi, pani przeznaczasz mi rolę brata niezmiernie głupowatego, który użala się i lamentuje nad pogardzonemi miłostkami swéj siostry.
Strona:PL Sue - Artur.djvu/395
Ta strona została przepisana.