Czując że tak bardzo kochałem panie de Pënâfiel, miałżem spróbować udzielić jéj tkliwych pocieszeń? Mógłżem miéć nadzieję osłabić kiedyś w jéj sercu rozdzierające wspomnienie tego przywiązania: udaż mi się! ośmielęż się na to! — Dręczona rozpacznemi żalami, dusza ta równie szlachetna jak delikatna, musiała być śród boleści tak drażliwą, tak podejrzliwą, tak dziką, iż z obawy obrażenia jéj na zawsze, nie mogłem, chyba jak najostrożniéj mówić jéj o lepszéj przyszłości.
A jednakże, żądając odemnie abym się litował nad jéj cierpieniami, czyż niezrozumiała, z doskonałym i rzadkim taktem, iż gdy nas ugodzą, pewne przerażające nieszczęścia przyodziewają nas niejako godnością tak smutną i majestatyczną, iż nakazuje najwylańszym, najbardziéj kochającym, pełne uszanowania milczenie... i że ofiary tego samowładztwa boleści, są, podobnież jak inni książęta, zmuszeni przemawiać najpierwsi, i powiadać: Pójdź do mnie, bo nieszczęście moje jest wielkiém!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Lecz jakąż nadzieję mogłem sobie rościć, gdyby nawet pani de Pënâfiel uległa skrytemu pociągowi, przemawiając do mnie z tak wielkiém uszanowaniem? Mowa moja była tak