sądząc iż niemoże się znajdować chyba w wiejskim domu owych osób, co tu jechały sześcio-konną karétą i z kuryerem. Dzwonię do małych drzwiczek, potém do dużych drzwi, bo ze dworu nie widać było domu, nikt się nie odzywa... stukam tak mocno, że ledwie drzwi nie wyłamę; nikogo nie widać. Zmordowałem się nakoniec i powracam na pocztę. Pakuję karetę do wozowni, a do téj chwili nikt jeszcze po jéj odbiór się nie stawił. Musi staremu łotrowi być dobrze tam gdzie się znajduje, a gdzie pan także się udajesz. Ale to jednak śmieszna ta wioska ***, kto tylko do niéj jedzie, już więcéj nie powraca.
Podobnie jak i mój przewodnik, uderzony zostałem tą dziwacznością i coraz bardziéj zwiększała się moja ciekawość.
— Lecz ów człowiek, — rzekłem mu, — ostatni któregoś zawiózł, byłże bardzo stary?
— Tak!.. — miał blisko lat piędziesiąt, suchy był jak drewno, włosy miał całkiem białe, lecz oczy i brwi czarne jak węgiel. A potém przypominam sobie, że kiedym go spytał o tłomoczek, wskazał mi duże pudełko, zaczął się śmiać, ale to dziwnym śmiechem, bo prawie miał pianę na ustach: a potém postrzegłem że miał zęby nadzwyczaj spiczaste, bardzo odległe jedne od drugich, a powiadają że to
Strona:PL Sue - Artur.djvu/42
Ta strona została przepisana.