Strona:PL Sue - Artur.djvu/437

Ta strona została przepisana.
§ III.
Kwiecień — 18***.

CO za dzień upajający! To szczęście jeszcze tak rozkosznie rozlega się w mojem sercu, iż z upodobaniem słucham najmniejszego jego echa.
Dzisiaj był czas przepyszny. Wedle wczorajszéj umowy spotkałem się z Małgorzatą w lasku, twarz jéj, jeszcze nieco blada, zdawała się zakwitać i odżywiać przy słońcu. Przechadzała się pieszo. Nim się do niéj zbliżyłem, szedłem przez niejaki czas za Małgorzatę wzdłuż alei akacyowej. Nic powabniejszego jak jéj chód, jéj kibić, któréj odgadnąć można było giętkość i wdzięk, pod długim szalem co ją obwijał. Długo i miłośnie patrzałem, jak jéj