Strona:PL Sue - Artur.djvu/438

Ta strona została przepisana.

maleńkie nóżki, wznosiły za każdym krokiem faliste fałdy jéj sukni.
Zbliżyłem się do nieéj; mocno zapłoniła się postrzegłszy mnie. — Bardziej niż kiedykolwiek jestem przekonany o powabném znaczeniu rumieńca. Skoro ustaje, skoro widok ukochanego przedmiotu nie sprawia już napływu krwi do serca i twarzy, miłość żywa, gorejąca i młoda przeminęła; — zastąpiło jéj miejsce wątłe i zimne przywiązanie; — obojętność i zapomnienie są już bardzo blisko.
Wziąłem ją pod rękę: — Ponieważ zaledwie się wspierała na mojéj, błagałem aby oparła się mocniéj.
Powietrze było łagodne i czyste, trawniki zaczynały zielenieć, fijołki rozkwitać; zrazu bardzo mało mówiliśmy ze sobą. — Kiedy niekiedy obracała ku mnie twarz, i spoglądała na mnie łagodnie swemi wielkiemi oczyma, które zdawały się pływać w przezroczystym krysztale; potém rzekła z upojeniem: — O jakto dobrze, nieprawdaż, oddychać tak wiosną i szczęściem!
Postrzegłszy wzgórza Kalwaryi, dużo mówiliśmy o wsi, wielkich lasach, obszernych polach, pięknéj, rozlegléj naturze. — Rozmowa ta była przerywana niekiedy długiemi milczeniami. Po jedném z takowych milczeń rzekła do mnie: — Chciałabym Pana widzieć w Bre-