Strona:PL Sue - Artur.djvu/444

Ta strona została przepisana.

też szczęśliwą i pyszną, że wzbudzam w tobie tę spokojność i to zaufanie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— O jedenastéj żądała swego powozu. — A gdy sobie winszowałem téj wolności, która dozwalała nam widywać się tak poufale, Małgorzata mi odpowiedziała. — To jeszcze nic; zobaczysz mój pierwszy maj.
Poszedłem chwilkę na Operę; bardzo była świetna. Zastałem pana de Carnay, w naszéj loży. To, co nazywa mojém szczęściem ciągle jest mu nieznośném; bo nieprzestaje mi powtarzać, jak bardzo go zachwyca że ją widzi tak naprawdę przywiązaną; to musiało się koniecznie prędzéj czy późniéj skończyć, — dodał. Zresztą, musiała się znudzić życiem tak niespokojném. Upodobanie jéj w Izmaelu było tylko szaleństwem; jéj przywiązanie do pana de Merteuil tylko kaprysem; inne jéj awantury, tajemnicze, lecz jednak odgadnione, wyskokami wyobraźni, gdy tymczasem przywiązanie, które czuła ku mnie było najzupełniéj inném, i t. p. — Wedle mego zwyczaju upierałem się przy zaprzeczaniu mego szczęścia i wtedy pan de Cernay zaczął mnie oskarżać że jestem skryty, że chce ukrywać to, o czém wie cały Paryż, i skończył, przepowiadając mi na serio, że jeśli tak uporczywie pozostanę skrytym, — nigdy nie będę