Strona:PL Sue - Artur.djvu/451

Ta strona została przepisana.

swe wielkie oczy łzami zwilżone: — Bardzo jesteś wesoły, Arturze!
— Bo tak jestem szczęśliwy, tak zupełnie szczęśliwy!
— To rzecz szczególna, — rzekła; — ja także jestem szczęśliwa, zupełnie szczęśliwa... a jednak płaczę! potrzebuję płakać.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Potém, niewiem dla czego mówiliśmy o przepowiedniach, a nakoniec o wróżeniu i wróżkach. — Jak zwykle zastanawialiśmy się nad tém z powszedniałym wnioskiem: Należy wierzyć czy nie, w przeczuwanie przyszłości? i t. p.
Nakoniec postanowiliśmy spróbować, i zejść się jutro przy ulicy Tournon, u panny Lenormand, aby się dowiedziéć o naszéj przyszłości.
Rozeszłem się z Małgorzatę o w pół do siódméj. — Niekazała nikogo do siebie puszczać, i powiedziała mi że przez cały wieczór pisać do mnie będzie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Powróciwszy do siebie, i zostając jedynie pod wpływem mych myśli, jeszcze bardziéj uderzony zostałem głęboką różnicą która istniała pomiędzy wrażeniami mężczyzn i kobiét.
I tak, po owym poranku zmysłowego upojenia o ile Małgorzata potrzebowała spokojności, milczenia i samotności, o tyle ja przeciwnie po-