Strona:PL Sue - Artur.djvu/458

Ta strona została przepisana.

jest tkliwa i dobra, oddycha powabną tęsknotą; cieszy się z tego długiego wieczora, który samotnie przepędziła, z mojém tylko wspomnieniem. W przypisku, przypomina mi, że jutro, o trzeciéj, mamy się zejść u Panny Lenormand, aby się dowiedziéć o naszéj przyszłości.
O trzeciéj właśnie przyobiecałem przyjść do Pani V** obejrzéć jéj rysunki; co tu robić? Niemogłem zapewne kłaść na szalę mego głębokiego i prawdziwego przywiązania ku Małgorzacie, z zajęciem bardzo mocném wprawdzie, lecz tylko chwilowém, jakie we mnie wzbudziła Pani V**, również ładna i ułudna, jak była płochą i wabną.
Lecz jestem pewny przywiązania Małgorzały? jest to miłość szczera i trwała: przemijające moje stosunki z Panią V**, nienaruszą wreście w niczém tego przywiązania tak tkliwego i szczerego.
Z kobiétą tak niestałą i zmienną jak Pani de V*** stracona sposobność może się już więcéj nienapotkać, — przypadek jest jéj bożyszczem. — Pójdę więc jutro do niéj. — Wynajdę jaką wymówkę, aby odłożyć do pojutrza naszą bytność u Panny Lenormand. — Co dać za powód? — interes... z notaryuszem? — nie, było płonne zdradziectwo...
— Cóż jednak powiedzieć?