Strona:PL Sue - Artur.djvu/47

Ta strona została przepisana.

goździków polnych; potém, cała ta malownicza wieśniaczość ginęła śród gęstych zacieni jaworów, dębów i topol włoskich, z pośrodka których wybiegała skromna, spiczasta dzwonnica, z szarego łupku zbudowana.
Zeszedłem krętą, i dość pochyłą drożyną, i niezadługo przybyłem na mały plac wioski: na lewo zobaczyłem bramę smentarza; na prawo portyk kościółka, a widząc tuż, domeczek nieco większy od innych, i odznaczający się wyszukaną czystością, sądziłem że to probostwo; zsiadłem z konia i zastukałem.... Nieomyliłem się.
Kobiéta, młoda jeszcze, ubrana czarno, niezmiernie pokrzywiona i nadzwyczaj brzydka, lecz któréj twarz zdawała się być nacechowana wyrazem nadzwyczajnéj dobroci, przyszła mi otworzyć, i spytała z akcentem południowym, bardzo dobitnym, czego żądam.
— Mościa Pani, — odpowiedziałem, — przychodzę obejrzéć posiadłość, która jest do sprzedania w téj wiosce. Pan V***, Notaryusz, zalecił mi widziéć się z Księdzem Proboszczem, który, jak mi powiadał, zajmuje się tą sprzedażą.
— Brat mój za chwilkę powróci, — odpowiedziała mi ta kobiéta z westchnieniem; — a jeśli Pan życzy sobie spocząć nim on przyjdzie,