to rzeczywistość... to... — Potém musi być jéj sił zabrakło, i padła na krzesło....
Wtenczas obcierając oczy, rzekła do mnie dość niezachwianym głosem: — Przebacz tę słabość, ależ bo od tego czasu jakém ci wszystko powiedziała... pierwszy raz tak się ze mną obchodzisz... Jednak sądzę cię daleko mniéj okrutnym niżeli się wydajesz. Niepodobna abyś dla zabawy sprawiał mi tak okropną boleść; nie, to niepodobna, nie mam też za to do ciebie urazy; zwiedziono się, i uwierzyłeś w potworze. Przecież, drogi przyjacielu, ani ty, ani ja, niemożemy poświęcać przyszłego naszego szczęścia tak nędznym obmowom? Powiesz mi więc, powierzysz swoje podejrzenia, dowody jakie sądzisz miéć na poparcie mojéj fałszywości, a zniszczę je jedném słowem, słyszysz, jedném słowem, gdyż prawda posiada wymowę, któréj nic oprzeć się nic może.... — Raz jeszcze powtarzam, niemam za to urazy do ciebie, Arturze! Aby obchodzić się z kobiétą, tak, jak się ze mną obszedłeś, i to w chwili, gdy promieniejąca miłością i szczęściem, chciała ci... Lecz nie nie, już tu o to niechodzi... Słowem, aby się obejść z kobiétą tak pogardnie i tak srogo, trzeba miéć prawdziwe przeciwko niéj dowody, nieprawdaż? Powiedz, powiedz więc, jakie to są dowody?
Strona:PL Sue - Artur.djvu/484
Ta strona została przepisana.