Strona:PL Sue - Artur.djvu/485

Ta strona została przepisana.

Ta spokojna i szlachetna mowa rozjątrzyła mnie, gdyż musiałem się na nię zapłonić ze wstydu. Jakże ośmielić się wyznać, że nędzny kaprys nieuleczonego niedowierzania, że błaha pamięć potwarzy, że gniew nadewszystko, iż mi się nieudało z panią V***, tak prędko jak się spodziewałem, jedynie były przyczyną mojéj grubiańskiéj i zuchwałéj odpowiedzi? I tak, przez dumę niech ciałem się przyznać żem sobie postąpił jak waryat, i nieprzestałem być okrutnym, niesprawiedliwym, lub raczéj szalonym ze złośliwości.
— Pani, — rzekłem dumnie, niepotrzebuję tłumaczyć się z mego przekonania; dostateczne jest dla mnie, i pozostaję przy niém.
— Lecz ono dla mnie nie jest dostateczném. Zostałam niegodnie oczernioną w twych oczach, i chcę się usprawiedliwić!
— Nie oczerniono Pani; wierzę w to co mi się zdaje....
— On wierzy! o mój Boże, on wierzy!... i bezwstydnie sądzisz żem innym mówiła o tém marzeniu szczęścia?... i myślisz, że jestem tyle podłą, tyle nikczemną, aby tak kłamać, i to codziennie, i że jestem nazwyczajona do nikczemnego postępowania?
— Niema w tém ani nikczemności, ani podłości, ani kłamstwa. Pani wielu, bardzo wielu uczyniłaś