ca jego zawodu, z sercem napełnioném radością, nadzieją i miłością!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ależ, niestety! szlachetne te myśli na próżno mi przychodziły, nie czułem w sobie ani chęci, ani siły, pójść za ich wezwaniem.
Opadłem też całym ciężarem zniechęcenia w próżnię mego serca. Czułem złe, lecz niemiałem odwagi szukać lekarstwa. Działałem ze słabością ludzi, którzy, uporczywie trwając w boleści, przekładają cierpienie wewnętrzne i ciągłe, nad czyn heroiczny, lecz dobroczynny, żelaza lub ognia.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wiodłem nędzne życie; w dzień niekazałem puszczać do siebie rzadkich gości, których moje osamotnienie się podczas szczęścia, nieodstręczyło jeszcze zupełnie odemnie. Niekiedy także oddawałem się gwałtownym ćwiczeniom, jeździłem konno, robiłem bronią z największym zapałem, aby się zmódz, zniweczyć utrudzeniem, sądząc że wyniszczając ciało, zdołam i myśl wycieńczyć.
Potém, gdy nadchodził wieczór, doświadczałem jakiegoś cierpkiego i dziwnego ukontentowania, owinąć się płaszczem, i tak błądzić na los po Paryżu, szczególniéj gdy czas był posępny i zabierało się na burze.