Strona:PL Sue - Artur.djvu/540

Ta strona została przepisana.

Pański podróżny powóz jestże gotów?
— Ma się rozumiéć, — rzekłem, bardzo zdziwiony tém nagłém zapytaniem.
— Posłuchaj Pan, — rzekł, jak gdyby chodziło o rzecz najprostszą: jesteś Pan w téj chwili bardzo nieszczęśliwy, niepowiedziałeś mi dla czego, a zatém nie wiem o tém; Paryż nudzi Pana, o tyle, ile dla mnie jest nieznośny; marzyłem niekiedy projekt dziwny, pusty, a który dla tego samego bardzo mnie ułudził, lecz potrzeba mi było towarzysza, który by czuł w sobie energią chcieć kupować wzruszenia nowe, silne i potężne, może z narażeniem własnego życia.
Spojrzałem bystro na Lorda Falmouth.
Mówił daléj, wychylając z wolna swą szklankę. — Aby wykonać ten zamiar, potrzeba mi było kogoś który, aby się stowarzyszyć ze mną, gotów był jak powiadają dobrzy ludzie, — oddać się diabłu; — nie znędzy, lecz przeciwnie, ze zbytku i uciech i dóbr tego świata....
Znowu spojrzałem na Lorda Falmouth, sądząc że żartuje; był jak zwykle, bardzo spokojny i poważny.
— A co! rzekł do mnie jaknajwolniéj, — chceszże Pan być tym towarzyszem?
— Lecz o coż rzecz idzie? — spytałem go z uśmiechem.