Strona:PL Sue - Artur.djvu/572

Ta strona została przepisana.

miękczył sprężyny méj duszy boleśnie napięte szacowny balsam rozlewał się na moje rany, czułem się lepszym: smutnie opłakiwałem jeszcze przeszłość, lecz już ją mniéj nienawidziłem; a wspaniałomyślna wiara, którę pokładałem w sobie na przyszłość, koiła gorycz mych żali.
Nakoniec, podczas czystych i religijnych westchnień mego serca ku przyjaźni pocieszającéj niezdołam opisać jakiem szczęściem byłem zachwycony; jak Bóg ogarnia jedném spojrzeniem wszystkie wieki wieczności, na nagły zabłysk mojéj młodéj nadziei, zdawało mi się odkrywać nagle, na widnokręgu szczęśliwości o któréj marzyłem, tysiąc nowych zachwyceń, tysiąc czarodziejskich radości, na to słowo, przyjaciel czułem obudzające się we mnie instynkta najszlachetniejsze, zapał najwspaniałomyślniejszy. Byłem wtedy zapewne bardzo godny wzbudzać i podzielać to uczucie tak wielkie i tak wspaniałe, gdyż uczuwałem wszystkie jego sympatye, przyjmowałem wszystkie jego religijne powinności, i całéj szczęśliwości jego doświadczałem!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ależ, niestety! zachwycenie to krótko trwało, i z téj promienistéj sfery wpadałem często w czarną przepaść najszkaradniejszego niedowie-