Strona:PL Sue - Artur.djvu/583

Ta strona została przepisana.

Natychmiast człowiek w czarnéj opończy, siedzący na przodzie okrętu, wstał, porzucił ster, porwał fuzyę i żywo wycelował do Geordego.
Światełko błysnęło w ciemności, rozległ się wystrzał...
Chociaż drugi wystrzał nastąpił niezadługo po pierwszym, Geordy niezdawał nam się być raniony, gdyż nieprzestał biedź aż do zakrętu wybrzeża, gdzieśmy go z oczu stracili.
— Powróćmy do miejsca, w którém galiota stoi na kotwicy, — rzekłem do Falmoutha, — może jeszcze będzie czas udać się na ten statek, i uzyskać sprawiedliwość za jego napad.
Biegnąc pospiesznie wzdłuż skał nadbrzeżnych, widzieliśmy ciągle szalupę robiącą wiosłami, aby się połączyć z mistikiem.
Za kilka chwil dopłynęła go, została wciągnięta na jego pokład, i statek, roztwierając na powiew wiatru północnego swe wielkie żagle, jak dwa ogromne skrzydła, zniknął niezadługo w ciemnych głębiach widnokręgu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Zapóźno, — rzekł Falmouth, — już odpłynęli.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przybyliśmy co prędzéj do nędznéj austeryi leżącéj blisko przystani Frais Port; zastaliśmy tam Geordego... Nie był raniony.