pod żagle w tymże samym czasie co yacht Waszej Wielmożności, — rzekł mil Geordy, — miałem porozumienie, że, w chwili odpłynięcia udadzą się na ląd po broń ukrytą, kiedyśmy jéj nie znaleźli na ich statku. Skoro też postrzegłem ich przed chwilą odpływających od mistiku z szalupą, i kierujących ku nadbrzeżnym północnym skałom, prześlizgnąłem się wzdłuż wybrzeża, i przybyłem dość na czas aby się upewnić o tém cośmy myśleli, brat mój Williams i ja...
— To jest że ci ludzie są istotnie morskiemi rozbójnikami; — rzekł Falmouth.
— Bez najmniejszéj wątpliwości, milordzie; skrzynie są napełnione bronią, baryłki prochem, znaleźli sposób złożyć je tamże przed pierwszemi odwiedzinami celników fraucuzkich.
— A słyszałżeś ich rozmawiających?
— Tak jest, milordzie, słyszałem majtka amerykańskiego, mówiącego do swego towarzysza, pokazując mu baryłki z prochem:
— Oto lep na schwytanie muchy angielskiéj... to jest galioty waszéj Jaśnie Wielmożności.
— To przewybornie, — rzekłem z uśmiechem do Falmoutha; — jeszcze jesteśmy w porcie a już się niebezpieczeństwa zaczynają. Pan doprawdy jesteś zepsuło dziecko losu...
— Doskonale pojmuję ich zamiar, — rzekł zno-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/586
Ta strona została przepisana.