Strona:PL Sue - Artur.djvu/617

Ta strona została przepisana.

— Téj nocy...
— A jakież moje rany?
— Rana w głowie, i ugodzenie sztyletem w lewę łopatkę... Ach! Panie, o jedną, linią niżéj... a ostatni ten cios byłby śmiertelny.... Lecz jakże się Pan dzisiaj czujesz?
— Dobrze; doświadczam trochę pieczenia w łopatce, i nic więcéj; lecz Falmouth? Falmouth?
— Milord nie będzie mógł chodzić chyba za kilka dni. Pomimo swéj rany chciał mi dopomódz do pierwszego opatrzenia pana... i czuwać przy panu dzisiejszéj nocy... lecz od godziny siły go opuściły, i kazałem go zanieść do jego pokoju gdzie teraz spi. Skoro się tylko przebudzi, znowu przyjdzie do pana, gdyż bardzo mu pilno wynurzyć swoją wdzięczność!
— Nie mówmy o tém, doktorze!
— Jak to nie mówić o tém, łaskawy panie? — zawołał doktór. — Niezapomniałżeś pan, śród téj zaciętéj bitwy, o własném swojém bezpieczeństwie, aby wydobyć milorda z największéj toni? Niezostałżeś raniony spełniając ten czyn odważnéj przyjaźni? Ach! panie, miałżeby Milord kiedy zapomnieć, iż tobie to jedynie winien życie?... A my, czyż kiedykolwiek zapomnimy. iż panu to winniśmy zachowanie jego życia?
— Attak był więc bardzo dzielny, doktorze?