Strona:PL Sue - Artur.djvu/642

Ta strona została przepisana.

się że umysł mój spuszczał się ze sfery idealnéj, zaludnionéj najczarowniejszemi postaciami, w posępną i granic niemającą pustynię.
Porównanie fizyczne wytłómaczy to wrażenie zupełnie moralne. Gdy mi zabrakło nagle skrzydeł, które mnie utrzymywały w sferze najuroczniejszéj wiary, padłem na niepłodny i wyniszczony grunt rozbierania wszystkiego, pośród zwalisk pierwszych moich nadziei!
Dotąd tak szczera i czysta wiara moja w przyjaźń, w świętą przyjaźń, miała, niestety! zwiększyć jeszcze te smutne szczątki.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Im bardziéj myślałem o uwielbienia godnéj propozycyi Falmoutha, im bardziéj oceniałem troskliwość nadzwyczajną, prawie ojcowską, która mu myśl do niej podała... tém mniéj czułem się jéj godnym.
Niemogłem zrozumieć, niemogłem uwierzyć, aby przysługa którą mu wyświadczyłem, chroniąc go od niebezpieczeństwa, wartą była takiego wyrzeczenia się samego siebie. Ten szyk myśli doprowadził mnie niezadługo do poniżenia wszystkiego co było prawdziwie wspaniałomyślnego w mojém postępowaniu względem Henryka.
Dziwaczna monomania! Nietak jak ci ludzie,