Strona:PL Sue - Artur.djvu/649

Ta strona została przepisana.

Podobnie jak zwykle, skoro tylko list ten posłałem, skoro przyszedłem do siebie z odurzenia, gdym się zastanowił nadętą niegodną obelgą... zostałem przerażony.
Gdybym się téż omylił!!!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Byłbym dał życie abym nie był napisał tych kilku straszliwych wierszy.
Już było zapóźno...
Pokój mój oddzielony był od pokoju Famoutha tylko forsztowaniem...
W przerażającéj obawie, zacząłem słuchać...
Skoro służący który przyniósł mój list Falmouthowi zamknął za sobą drzwi, nastąpiło głębokie milczenie...
Potém, nagle, gwałtowne poruszenie obaliło krzesło I posłyszałem Falmoutha pospieszającego ku drzwiom krokiem ciężkim i niepewnym, gdyż zaledwie mógł chodzić.
Miał przyjść...
Serce moje tak gwałtownie biło że ledwie nie pękło.
Kroki jego zbliżyły się...
Uczułem się zlany zimnym potem.... strach mnie ogarnął.
Drzwi moje otworzyły się raptownie. Wszedł, wlokąc się oparty na swéj lasce.