Strona:PL Sue - Artur.djvu/65

Ta strona została przepisana.

jomego, nie chciał znowu wynurzać się w tym przedmiocie, i rzekł do mnie z wysileniem:
— Łaskawy Panie, pozostaje nam teraz do widzenia tylko galerya i wieża, tworząca drugi naukowy gabinet.
Przeszliśmy do wchodowéj sali, przebyliśmy bibliotekę, długą galeryę z różnofarbnemi szyby, napełnioną obrazami, rzeźbą, osobliwościami wszelkiego rodzaju, i przybyliśmy do wieży, do któréj z téj galeryi kilka schodów tylko prowadziło.
Wszedłem; tą razą Opat śmiało mi towarzyszył, chociaż postrzegałem że chwilami obcierał swe oczy łzami zwilżone.
W téj sali, obszernéj i okrągłéj, wszystko wykrywało gust naukowy i pełen zastanowienia: było to surowe umeblowanie, mnóstwo kosztownéj i rzadkiéj broni, cztery wielkie portrety familijne, które zdawały się zajmować przestwór pięciu wieków, chociaż rozdzielone przerwą blisko stu-piędziesiąt-letnią; gdyż najdawniejszy z portretów przypominał wojenny ubiór z końca czternastego wieku, gdy témczasem, ubiory innych należały zaledwie do siedemnastego, ośmnastego i dziewiętnastego wieku; najświeższy portret wyobrażał mężczyznę noszącego jeneralski ubiór z czasów Cesarstwa i czerwoną orderową wstęgę.