Było ich pięciu, czterech zajętych kierowniem żeglami, piąty siedział przy sterze.
Opłynąwszy jak najzręczniéj yacht, dla pochwycenia liny którą mu rzucono, człowiek który był przy rudlu, korzystał z chwili; w któréj fale wznosiły czołu jego prawie do poziomu pomostu galiotty, aby nań wskoczyć zręcznie, przyczepiając się do jego lin rozpiętych.
Skoro tylko dostał się na pomost yachtu, inni majtkowie pośpieszyli poprzytwierdzać swe czółna do galiotty.
Sternik, ukłoniwszy się Wiliamsowi, zaczął chodzić po pomoście, pomimo nagłych wstrząśnień, galiotty, pewnym krokiem, dowodzącym długą praktykę marynarki.
Niezadługo zatrzymał się, podniósł głowę, i rzucił spojrzenie znawcy na umasztowanie yachtu, z którego zapewne został zadowolonym, gdyż uczynił w milczeniu znak pochwalający.
Pomimo burzy i niebezpieczeństw, na które galiotta mogła być wystawioną, gdyż noc się zbliżała, a gwałtowność wiatru nie ustawała bynajmniéj człowiek ten miał pozór takiéj spokojności, iż twarze osady, dotąd nieco zasępione, rozjaśniły się nagle... Zdawało się iż sternik przynosił ze sobą tę nagłą ufność, jaką wzbudza często przybycie doktora niecierpliwie oczekiwanego przez niespokojną rodzinę.
Strona:PL Sue - Artur.djvu/660
Ta strona została przepisana.