Stojąc przy wielkim maszcie, o który się opierałem, aby nie być przewróconym podczas podskoków które czynił statek, niemogłem jeszcze dobrze zobaczyć sternika, lecz niezadługo przybliżył się do mnie.
Człowiek ten mógł mieć lat czterdzieści. Był wzrostu wysokiego, chudy, kościsty; twarz jego była śmiała, policzki wklęsłe, oczy zielonawe, brwi czarne, gęste i najeżone. Miał na głowie czapkę wełnianą, w kraty szkockie czerwone i błękitne, która mu najzupełniéj kryła czoło aż po same oczy. Gruba kapota z brunatnego sukna, cała ociekła morską wodą, i zasłaniająca do połowy wielkie rybackie buty, uzupełniała jego ubranie.
Niewiem dla czego zdało mi się że człowiek ten nie był mi nieznany. Przypominałem sobie, jak gdyby przez sen, jego złowróżbe rysy, chociaż niemogłem sobie przypomniéć okoliczności naszego poprzedniego spotkania, doznawałem jednakże nieprzyjemnego wrażenia, które przypisywałem słabości i gorączce.
— Czy będziemy mogli przybić do Malty dzisiejszego wieczora, sterniku? — spytał go Williams.
Pzybliżywszy się do igły magnesowéj, i dość długo badawszy stan nieba, morza i wiatru, sternik odpowiedział najlepszą angielszczyzną:
Strona:PL Sue - Artur.djvu/661
Ta strona została przepisana.