Strona:PL Sue - Artur.djvu/677

Ta strona została przepisana.

Istotnie, raj który sobie utworzyłem odrodził się że tak powiem, w mych oczach, ze swym zbytkiem piękności starożytnéj, ze swym pałacem z białego marmuru ozłoconym słońcem, ze swém niebem lazurowém, z zielonością swych drzew pomarańczowych, wyziewających upajające wonie, ze swemi rumiannemi widnokręgami, tak wspaniale okolającemi błękitne wody wybrzeża Azyi Europejskiéj...
Rok ten był może rokiem najszczęśliwszym mego życia. .. gdyż dnie te szybkie i kwieciste niesprawiły mi najmniejszego moralnego cierpienia.
Ani razu, prawie, nieuczułem że mam serce. Ależ niestety! dla czegóż zmysły niezabiły duszy w tém przesileniu? dla czegóż rozkosz niezabiła myśli?
Myśli, téj królewskiéj godności człowieka, jak mówią... lecz która zarazem najokropniejszym, najsmutniejszym jest dla niego darem!
Myśli! téj ognistéj korony, która piecze i wypala czoło na którém promienieje!.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wedle mego zwyczaju porządkowania wspomnień szczęśliwych, dałem tytuł temu ustępowi: Dni słoneczne.
Ton niedbały, lekki i żartobliwy, który panuje niekiedy w tém piśmie, zdaje mi się przed-