Strona:PL Sue - Artur.djvu/693

Ta strona została przepisana.

wie, zechcę się wylać rozumem i duszą na pomysły innych, mam obok siebie dzieła ulubionych moich poetów: Shakespeara, Göttego, Schillera, Skotta, wielkiego, boskiego Skotta! tegoczesnego Homera... Byrona!... którego czarny okręt widziałem wczoraj przesuwający się na widnokręgu.
Chociaż nieco chłodne, powietrze napełnione jest woniami. Wyziew aloesu, myrty i balsamu serajowego, palących się w srebrnych kadzielnicach mięsza się z lubemi wyziewami kwiatów; gdyż żyjąc najzupełniéj tylko dla zmysłów, niezapomniałem powonienia.
Oddałem się, bałwochwalczo prawie, upodobaniu jakie mam w woniach, upodobaniu na nieszęście tak zaniedbanemu, którego niepojmują i na które powstają. Urzeczywistniłem moje marzenie o pewnéj gammie woniowéj, która wznosi się od zapachów najsłabszych aż do najmocniejszych, a której oddychanie sprawia pewien rodzaj upojenia, zachwycenia, które do wszystkich rozkoszy dodaje rozkosz nową i czarowną...
Prócz tego, jakże nieżyć niejako samemi woniami, kiedy się mieszka w Kios... na wyspie woni! uprzywilejowanéj wyspie Sułtanek, która, sama, dostarcza serajowi esscncyi różannych, jaśminowych i tuberozowych...