Strona:PL Sue - Artur.djvu/694

Ta strona została przepisana.

Kios, która sama tylko wydaje kosztowny lantysk, którego wonną gummę przeżuwa w swych ząbkach z kości słoniowéj, dumająca i znudzona odaliska! Kios, którego sam nawet handel nosi cechę zachwycającéj elegancji gdyż handluje jedwabnemi materiami, świetnemi obiciami, kwiatami, owocami, ptakami, miodem... A młode to kobiéty i dziewczęta, prawie zawsze piękne pięknością starożytną i czystą, zbierają skarby téj wyspy szczęśliwéj pomiędzy wszystkiemi wyspami miłéj i płodnéj Jonii!
Z okien pokoju w którym mieszkam, a który znajduje się w jedném ze skrzydeł tego ogromnego gmachu, cudowny postrzegam obraz...
Niechaj to wspomnienie stanie się dla mnie wiekuistą zgryzotą, jeśli kiedykolwiek opuszczę to zachwycające ustronie, aby zamieszkać w jakiém mieście hałaśném i posępném, w którém widnokrąg zagrodzony będzie murami, ulice błotniste, a powietrze gęste!
Na lewo wznosi się wystawa pałacowa któréj portyki przezroczyste, arkady i ogromne wschody z marmuru białego, ciągną się jak tylko oko może najdalej zasięgnąć.
Począwszy od jéj podstawy wykładanej porfirem, aż do gzymsu balustrady, ozdobnego posągami i wielkiemi wazonami, w których rosną mirty i różo-laury, cały gmach zalany jest pro-