Strona:PL Sue - Artur.djvu/695

Ta strona została przepisana.

mieniami słonecznemi, i zakreśla swoje sylwetkę, ozłoconą jak żółty marmur starożytny na niebie tego szafirowego błękitu, właściwém tylko wschodowi.
W dali, lazur morski łączyłby się z lazurem niebios, gdyby nie pas górzysty, purpurowo-fioletowawy. Są to góry Romanii, których śmiałe szczyty oblewa wyziew płomienisty.
Na prawo, w cudownéj sprzeczności z tą rażącą massą marmuru i światła, widzę, przedzielony od wystawy trawnikiem zasianym najdrobniejszą koniczyną, na którym pasie się kilka wielkich skopów Syryjskich z wlokącymi się ogonami, i kilka gazell z osrebrzonym włosem, widzę ciągnący się równolegle pałacowi, las głęboki, wilgotny i cienisty.
Olbrzymie szczyty dębów, cedrów i jaworów odwiecznych, tworzą ocean posępnéj zieloności; słońce zaczyna się chylić ku zachodowi, i jak gdyby roztopioną miedzią powleka te fale liści swoim gorącym odblaskiem.
Na téj ruchoméj firance, nieprzezroczysto i ciemno zielonéj, odbija tysiąc innych odcieni zieloności które się stają coraz jaśniejsze i przezroczystsze, w miarę jak się zbliżają do świeżych wybrzeży rzeki Belofano, która, rozszerzając się na przeciw pałacu, tworzy pewien rodzaj wielkiego kanału.