Strona:PL Sue - Artur.djvu/696

Ta strona została przepisana.

Brzegi jego zasadzone są jodłami rosnącemi w kształcie parasoli, a których pień jest czerwonawy, topolami świecąco listnemi, purpurowemi klonami, na których zabłyska niekiedy promień słoneczny, który wślizguje się ukradkiem pod te kopuły zieloności, skoro wietrzyk wiejący od morza zakołysze ich gałęźmi...
Tuż przy samym brzegu, widzę jeszcze łatany z wachlarzowatemi liśćmi, których pień znika pod wielkiemi kępami sabinów, kwitnących w pomarańczowe dzwonki i spomeów, których kwiaty różowe wznoszą się w baldaszkogrony różowe, których odcień dochodzi w samym środku aż do purpury najżywszéj.
Są to jeszcze niezmierzone aleje, ze swemi sklepieniami nieprzystępnemi promieniom słonecznym, wysłane murawą, które zbiegają się do półkola zieloności, leżącego dość blisko pałacu.
Te aleje są tak gęste, długie, i ciemne, iż niepodobna dostrzedz ich końca przez błękitnawą zieloność, którą ich gubiąca się perspektywa jest osłonioną.
Nakoniec, na pierwszym planie tego obrazu i w równi z mojém oknem, jest taras z marmuru białego, z ciężką balustradą, także ozdobiony wazonami i posągami, z którego schodzi