Strona:PL Sue - Artur.djvu/697

Ta strona została przepisana.

się szerokiemi kolistemi schodami aż po nad brzeg kanału.
Zasłoniona pałacem część tych schodów jest w cieniu; droga oblana jest promieniami słonecznemi. — Na jednym z pierwszych stopni, karzeł czarny, którego kazałem ubrać dziwacznie w kurtkę szkarłatny, krojem weneckim, leży przy dwóch wielkich psach gończych, niezmiernie rosłych i najpiękniejszego kształtu.
Przez kaprys światła, karzeł, mocno oświecony, znajduje się w pasie rażącéj światłości, który zdaje się okrywać każdy schód pyłem złotym, gdy tymczasem wyżły leżą w cieniu, który pada nieregularnie na stopnie, i rzuca swój odblask popielaty, błękitnawy i przezroczysty na białą sierć psów leżących.
Nieco daléj, zupełnie na słońcu, paw, siedzący na poręczy schodów, błyska swém świetném pierzem.... Rzekłbyś że to deszcz rubinów, topazów i szmaragdów, który się zlewa po tle z ultra-mariny, nakrapianéj aksamitnawo-czarno.
Łabędzie pływają zwolna po wodach kanału, i zdają się ciągnąć za sobą tysiąc wstęg srebrnawych; wielkie flamandy różowe przechadzają się po tych zieleniejących wybrzeżach muszcząc swe pierze: gdy tym czasem, nieco daléj, dwa arasy, karmazynowe purpure, wy-