Strona:PL Sue - Artur.djvu/735

Ta strona została przepisana.

byłby bezkarnie całéj téj drogi; lecz na szczęście Villeblanchowie są w niéj dość liczni. Ależ, powiedz mi, jakim sposobem pani de Férsen pozostała nieczułą na tak wielkie zalety?... Lękała się zapewne... aby z nałogu piękny Villeblanche niezadaleko ją w pole wyprowadził? (Oświadczam tutaj że dozwoliłem sobie tego głupiego żartu raczéj przez uczucie gościnności nieco przesadzone... niżeli przez wzgląd na pojęcie mego gościa.)
Zostałem sowicie wynagrodzony za tę ofiarę uczynioną bogom domowym, gdyż du Pluvier oświadczył mi swoją wdzięczność tak głośnym śmiechem, iż wszystkie psy zaszczekały a papugi krzekotać zaczęły. Skoro się nieco uspokoił, mówił daléj.
— Tak jest, mój kochany Arturze, pani de Fersen pozostała nieczułą dla Villeblancha i dla całego kwiatu dyplomatyki cudzoziemskiéj znajdującego się w Konstantynopolu, dość to ci powiedziéć, ach! że jéj cnota naruszoną być niemoże, — dodał du Pluvier z głębokiém westchnieniem.
— Dla czegóż tak wzdychasz?
— Bo cnota pani de Fersen przypomina mi wszystkie kolossalne cnoty, u których nic wskórać nie mogłem odkąd jestem na świecie... bo to rzecz przerażająca jak kobiéty są cnotliwe!