Strona:PL Sue - Artur.djvu/736

Ta strona została przepisana.

rzekł du Pluvier z miną najgłębszego zniechęcenia. — A jednakże, — dodał po chwili — słysząc pewnych obmówców, trzebaby tylko chcieć aby módz.
— Przypuszczając, — rzekłem do du Pluviera aby go nieco pocieszyć, — przypuszczając że ci ludzie nie są obmówcami, tylko że nieumie ją dochować tajemnicy, nie lepiéjże potrafić podobnie jak ty, kiedy się zajmujesz kobiétą, wzbudzić w niéj najzapaleńsze zamiłowanie swych powinności, rozkochać ją do szaleństwa we własnym jéj mężu, jakkolwiek byłby nieprzyjemnym, niżeli natchnąć ją występną chęcią zakłócenia spokojności swój rodziny? Bo wreście, mój drogi twoja rola jest sto razy piękniejsza, pochlebniejsza, niżeli rola uwodziciela, ponieważ daleko trudniéj jest robić dobrze aniżeli źle...
— Masz słuszność, nie raz to sam sobie powiadam, — odpowiedział du Pluvier; — to daleko moralniéj; ale ci przysięgam że to okropnie nieznośnie kiedy trwa długo... Wmięszałem się do dyplomatyki, bo sądziłem że położenie to ułatwi mi dobre powodzenie w święcie. Gdzie tam! bynajmniéj.
— Uczułem ja to podobnież......... Widząc z przerażeniem, że zasady stawały się co raz to bardziéj surowemi... i chcąc zresztą szanować