Strona:PL Sue - Artur.djvu/844

Ta strona została przepisana.

bardzo już byłem rozweselony dowcipnemi żarcikami sztuki, szalona więc wesołość tego człowieka udzieliła mi się pomimowolnie, i niezadługo stałem się niejako tylko jego echem, gdyż odpowiadałem na każde jego roześmianie się nie mniéj głośnym śmiéchem... Tak dalece uniosłem się wesołością, iż niepostrzegłem że pani de Fersen opuściła salę przed skończeniem sztuki.
Gdy spuszczono kurtynę, wstałem.
Człowiek który się śmiał tak bardzo, wstał także, obrócił się ku mnie kładąc kapelusz, i wyrzekł te słowa z resztą głębokiego rozweselenia; — Bogdajcie! ty psotniku Odry!!!
Osłupiały, oparłem się na poręczy mego krzesła...
Poznałem rozbójnika z Porquerolles, sternika z Malty...
Pozostałem jakby przykuty do mego miejsca, które było ostatniém w głębi orkiestry.
Miejsce na którém siedział, będąc naprzeciw mojego, nikt więc niepotrzebował przechodzić przed nami, i widzowie z wolna wychodzili.
Był to on w istocie!
Było to jego spojrzenie, była to jego twarz koścista i śniada, brwi jego czarne i gęste, zęby ostre, porozdzielane i spiczaste, gdyż u-