Strona:PL Sue - Artur.djvu/846

Ta strona została przepisana.

sztować? — krzyknąłem i pochwyciłem go za kołnierz.
Niczém nie zmięszany, morski rozbójnik odpowiedział mi, nieprobując nawet wyrwać się z moich rąk.
— A! śliczne by to doprawdy było dla ciebie rzemiosło! Nielcząc nawet że bardzoby ci łatwo było dać zrozumiéć i dowieść kommissarzowi, że ja podpłynąłem pod twój yacht nieopodal od przylądka Spartel, i żem się do tego przyczynił iż się rozbił na skałach Wardi... na południo-ćwierć połndnio-zachód południowego wybrzeża wyspy Malty!... Sądziłby że mówisz po turecku, lub by cię wziął za waryata, drogi mój przyjacielu... Ja jednak oświadczam że nie jesteś waryatem. Chwat nawet z ciebie, i silną masz rękę, i nie lękasz się lada wiatru co ci zawieje w oczy.
Gdyby też życie moje nienależało już w tym momencie do mojéj oblubienicy, do mojéj zajmującéj oblubienicy, — dodał z szyderczo-rubaszną mina, wymawiając dobitniéj to słowo, — proponował bym ci też abyśmy rozpoczęli rozmowę od tego, na czém ją porzuciliśmy podczas napadu yachtu; lecz daję ci słowo że na mnie żonka czeka... i wolę raczéj z nią porozmawiać.