Strona:PL Sue - Artur.djvu/851

Ta strona została przepisana.

— Jakże już dawno niewidziałem Pani! — zawołałem z wylaniem serca, podając jéj rękę.
Pani de Fersen obojętnie podała mi swoję, i odpowiedziała:
— Lecz, zdaje mi się, że miałam wczoraj przyjemność widzieć pana w teatrze Rozmaitości!...
— I pani to nazywasz widywaniem się! — rzekłem do niéj ze smutném zadziwieniem. — Ach! bardzo słusznie się obawiałem, aby rozmowy galeryi niezostały wkrótce przez panią zapomniane!
— Niezapomnę nigdy, Mości panie, tak przyjemnéj podróży, — odezwała się znowu pani de Fersen z taż samą obojętnością. — Bardzo jestem panu obowiązana, żeś się raczył trudnić, i przyjść dzisiaj do mnie... pragnąłem podziękować panu potysiąc krotnie za uprzejmość, z jaką raczyłeś się przychylić do fantazyi mojéj córki... jest już teraz zupełnie zdrowa, i lękałabym się i nienależy mi dłużéj nadużywać pańskiéj niezmiernéj uprzejmości w tym względzie...
Ton mowy pani de Fersen był lodowaty, prawie pogardny. To co mówiła, zdawało się tak prawdziwém, tak naturalném, tak bynajmniéj nie natchnioném gniewem, iż zostałem