chcieć pochlubić się swoją znakomitością po scenie podobnéj, już miałem bal opuścić, gdy postrzegłem nadchodzącą ku sobie panią de Fersen, której już nienapotykałem od niejakiego czasu; zdała mi się być tak zmieniona, tak wychudła, że widok jéj okropną sprawił mi przykrość...
Ukłoniłem się jéj, nieczekając jéj nadejścia, i odeszłem, chociaż spojrzenie jéj było błagające, i zapewne dla tego tylko przybliżyła się do mnie, aby ze mną pomówić....
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nazajutrz odebrałem list od niej.
Prosiła mnie w najuprzejmiejszych wyrazach abym do niéj przyszedł; usprawiedliwiając się za swoją niewdzięczność, i czyniąc kilka uprzejmych zastosowań do przeszłości.
Pierwszem mojem wzruszeniem było pójść do Katarzyny.
Lecz zastanowiłem się niezadługo, iż to widzenie się zapewne bynajmniéj nie zmieni losu mojéj miłości. Zresztą, przypominałem sobie srogie obejście się pani de Fersen, i przez głupią powagę nieprzychyliłem się do pierwszéj proźby.
Napisałem do niéj list bardzo zimny i bardzo grzeczny, w którym wymawiałem, że się do