Strona:PL Sue - Artur.djvu/885

Ta strona została przepisana.

ści swego biegu, że zaledwie zdołał wy mówić te słowa, list mi oddając:
— Panie Hrabio... to od Księżnéj... O cztery godziny drogi zdołałem dogonić pana Hrabiego... nie podobna mi było więcéj dokazać.
List ten te tylko zawierał słowa:
»Córka moja umiera... umiera... W Panu tylko cala moja ufność...«
— Każecie podwoić konie na stacyach, powrócicie na pocztę, — zawołałem na pocztylionów. — A ty, — rzekłem do kuryera, — czy możesz dobiedz aż do Paryża, i kazać mi przygotować konie.
— Mogę, Panie Hrabio...
— To więc na koń!
I poczciwy chłopak cwałem powrócił do Paryża.
— Ależ Panie, — zawołał blednąc mój plenipotent, Pan nie możesz powracać do Paryża; otóż przybyliśmy do Hawru.
Spojrzałem na niego z podziwieniem...
— A to dla czego?
— Lecz to bankructwo, Panie! — zawołał. — Pomyśl Pan że godzina zwłoki może wszystko zgubić... że chodzi o ocalenie lub stracenie pięćdziesięciu-tysięcy talarów!...
Najzupełniéj zapomniałem o przedmiocie