dniejsze aby się udać do małych drzwiczek zwierzyńca Gaiku.
O godzinie naznaczonéj byłem u drzwi; zastukałem, otworzyły się.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, lecz rzucało jeszcze kilka ciepłych promieni przez zieloną firankę altanki z glicynei z gronami fioletowemi, w cieniu któréj zastałem Katarzynę, która na mnie czekała, trzymając Irenę za rękę.
Byłoż to wspomnienie? byłoż to skutkiem przypadku? nie wiem tego; lecz podobnie jak pierwszego dnia gdy ją zobaczyłem na fregacie rossyjskiéj, Katarzyna miała na sobie białą muślinową suknię i czepeczek blondynowy, z gałązką czerwonego geranium.
Chociaż z przyczyny zmartwienia bardzo wychudła, zawsze jednak była piękną, i jeszcze bardziéj powabną niż piękną. Była to zawsze jéj kształna i szlachtna kibić, jej twarz zarazem nakazująca, powabna i myśląca; jej wielkie oczy, których błękit tak był czysty i łagodny, osłonione frandzlą jéj rzęs długich i czarnych, jéj włosy hebanowe, których gęste sploty okolały jéj czoło białe, dumne i melancholiczne, i schodziły na jéj policzki pobladłe z boleści.
Irena, podobnież jak matka, ubrana była biało; długie jéj ciemne włosy zaplecione wstąż-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/901
Ta strona została przepisana.