Strona:PL Sue - Artur.djvu/927

Ta strona została przepisana.

leść nasza przybiera mowę, — niesądzimy ją niepłodną!!!
Lecz nie módz powiedzieć żadnéj potędze ludzkiéj, lub nadludzkiej ocal ją!!! to okropnie.
Uczułem tak boleśnie tę niemożność, iż obłąkany, rozpaczny, padłem na kolana, sam niewiedząc do kogo przesyłam moje żarliwe modły. Lecz głęboko przekonany, w téj chwili gorączkowego omamienia, że głos mój będzie usłyszanym, zawołałem: — Ocal ją! — ocal ją!... Potém, pomimowolnie, zabłysła mi nadzieja, miałem niejako przekonanie żem dopełnił mego obowiązku.
Późniéj płoniłem się za to, co nazywałem moją słabością, moją lekkomyślnością.
Ponieważ rozum mój nie mógł pojąć, a zatém niemógł wierzyć w twierdzenia, stanowiące rozmaite wiary ludzkie, do jakiegoż Boga się modliłem?...
Jakoważ potęga zdołała mnie zmusić do tej modlitwy?... ostatniego krzyku, ostatniego wysłowienia rozpaczy?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kryzys, któréj się doktór lękał, nie nastąpiła...
Katarzyna nie jest zdrowszą, ale też nie jest bardziéj chorą... Maligna trwa jednak zawsze.