Strona:PL Sue - Artur.djvu/93

Ta strona została przepisana.

rym; nigdy w życiu niezapomnę widoku, jaki mnie za przybyciem uderzał.
Zamek ten, niezmiernie samotny i wznoszący się po nad nędzną wioską, stał odosobniony na skraju wielkiego lasu; była to obszerna i gotycka budowa z cegieł poczernionych wiekiem; wnętrze jéj składało się z wielkich pokoi rozgłośnych i słabo oświeconych długiemi oknami o małych szybkach; nasi ludzie nosili żałobę po mojéj matce, którą straciłem podczas mojéj podróży; prawie wszyscy byli to starzy domownicy, i nic posępniejszego jak widzieć ich przyodzianych czarno, postępujących w milczeniu przez te gmachy posępne i ogromne, i odbijających się zaledwie od ich tła czerwonego lub ciemno-zielonego, gdyż tego koloru były wszystkie obicia w tém starożytném mieszkaniu.
Wysiadłszy z powozu przyjęty zostałem przez kamerdynera mojego Ojca: niewyrzekł do mnie ani słowa, lecz oczy jego łzami były zroszone.
Poszedłem za nim; przebyłem długą galeryę, postrach moich nocy dziecinnych, jak w dzień była moją radością. Zastałem Ojca w jego gabinecie; chciał wstać aby mnie uściskać; lecz sił mu zabrakło, zdołał tylko do mnie ręce wyciągnąć.
Zdał mi się być nadzwyczaj zmieniony: — opuściłem go jeszcze silnego i rzeźnego, znalazłem