Strona:PL Sue - Artur.djvu/931

Ta strona została przepisana.

ko powiernikiem zgryzot których był przyczyno. Lecz, prawie zawsze, kobiéty niewypłakały jeszcze wszystkich łez swoich...
Mężczyzna, bardziéj grubijański, jak ród jego, niepojmuje tego szczytnego passowania się miłości i powinności, które im tyle cierpień sprawuje. To męczeństwo każdo chwilowe, te groźne obawy, które obudzą w nich wspomnienie honoru, rodziny, relgii znieważonéj; przerażające te tortury, straszliwe te udręczenia, mężczyzna nazywa je śmiesznym kaprysem, skrupułami pensyonarskiemi i tém podobnie.
Jeśli passowanie przedłuża się, jeśli biedna kobiéta wyniszczona, starga swe życie aby ukryć pozory boleści która ją hańbi, i dzielnie opiéra się aby powtórnego niepopełnić błędu, mężczyzna rozdrażnia się, oburza przeciwko téj skromności raniącéj jego miłość własną, jego namiętność pożądliwy i zwierzęcą; raz ostatni ubliża tak wielkiéj cnocie, tak wielkiemu nieszczęściu, tak wielkiéj odwadze, mówiąc strapionéj kobiécie, że to odzyskanie zasad moralnych jest nieco zapóżném; i upojony niecną zemstą, biegnie natychmiast popisywać się przed wszystkiemi, z cynizmem właściwym swéj naturze, z innym znowu związkiem.
A był kochanym, a jest kochanym! a kobiéta, piękna i cnotliwa kobiéta, narażała dla niego