Strona:PL Sue - Artur.djvu/966

Ta strona została przepisana.

Jeśli ten dowód miłości był dla niéj tém, czém jest zawsze dla kobiéty cnotliwéj i namiętnéj, najstraszliwszą ze wszystkich ofiar... dla czegóż tak uporczywie odmawiała mi ustąpienia w innych interesach, które powinnyby jéj się zdawać niczém, w porównaniu z niewynagrodzonym błędem który popełniła?
Inferessa te są więc dla niéj droższe niżeli jéj miłość? miłość jéj jest więc im uległą? Jest więc tylko pozorem, tylko środkiem ich dokonania?
Zgoda, stałem się igraszką intrygantki, lecz była piękną, i przez połowę tylko byłem oszukany....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Taki był temat potworny, który rozwinąłem z piekielną potęgą paradoksów...
Tak byłem szalony, iż mocno wierzyłem żem się passował z temi okropnemi powątpieniami; i doszedłem do przekonania się o tych okropnościach z tym gatunkiem gorzkiego zadowolenia człowieka który wykrywa niegodne sidła w które wpadł.
Uderzałem jako kat, a jęczałem jak ofiara...
Pamięć Heleny, Małgorzaty, Falmoutha... nic mnie niemogło naprowadzić na drogę rozumu...