Strona:PL Sue - Artur.djvu/967

Ta strona została przepisana.

Od potwierdzenia tylu niegodności do nienawiści, do pogardy którą musiały wzbudzać, krok tylko był jeden... dzika moja monomania przeskoczyła go niezadługo.
Z tego punktu widzenia, wszystko co było wspaniałego i szlachetnego w mojém postępowaniu, wydało mi się jak najwstydniéj dziwaczném...
Byłem jeszcze pod przytłaczającym wpływem tych wrażeń, gdy mi przyniesiono następujący list od Katarzyny:
Biedna to kobiéta, bardzo zasmucona, bardzo nieszczęśliwa, przychodzi cię błagać abyś był pobłażającym i dobrym dla niéj; pragnie aby jéj przebaczono to wszystko co dzisiaj wycierpiała; ma nadzieję że dziś wieczór będzie sama; będzie czekać na ciebie... przyjdź... zresztą, jak najmocniéj już postanowiła nie dawać ci więcéj Europy za rywalkę...
W usposobieniu umysłu w jakiem się znajdowałem, list ten zarazem czuły i błagający, to niewinne zastosowanie do mych wymówek, zdało mi się tak pokornie zuchwałe, tak obojętnie obelżywe, iż o mało co nienapisałem do pani de Fersen że już jéj więcéj nigdy nicezobaczę.
Lecz zmieniłem myśl.
Napisałem że przyjdę do niéj wieczorem.
Oczekiwałem téj godziny z okropną niespokojnością.