Strona:PL Sue - Artur.djvu/968

Ta strona została przepisana.

Miałem mój zamiar...
O dziesiątéj poszedłem do pani de Fersen; sądziłem że ją znajdę samą...
Tysiąc zmieszanych myśli potrącało jedna drugą w méj głowie. Gniew nienawiść, miłość, naprzód już zgryzota złego które miałem uczynić, błahy jakiś instynkt niesprawiedliwości moich podejrzeń, wszystko wprawiało mnie w stan gorączkowego rozdrażnienia, którego skutków przewidzieć niemogłem.
W brew mojéj nadziei, Katarzyna miała u siebie kilka osób.
Ten nowy dowód tego, co nazywałem jej fałszywością, oburzył mnie; przez chwile już chciałem powrócić do siebie, i wyrzec się tym sposobem mych zamiarów; lecz nieprzezwyciężona siła popchnęła mnie, i wszedłem...
Widok gości, i władza jaką zawsze miałem nad sobą, zmieniły, natychmiast gniew gwałtowny który mnie unosił, w ironią grzeczną, zimną i uszczypliwą...
Ta scena jeszcze obecna jest moim oczom... Katarzyna, siedząc przy kominku, rozmawiała z jednym ze swoich przyjaciół.
Zapewne pierwsze moje spojrzenie musiało być bardzo straszliwém, gdyż pani de Fersen pomieszana... raptem zbladła.
Rozmowa ciągnęła się daléj; wmięszałem się