Strona:PL Sue - Artur.djvu/972

Ta strona została przepisana.

Pan de *** podziwiał uprzejmie obraz. Oznajmiono księżnie iż dano herbatę.
Powróciliśmy do salonu: zaledwie mogła się na nogach utrzymać.
Wedle swego zwyczaju, zajmowała się robieniem herbaty, podawała mi właśnie filiżankę, spoglądając na mnie prawie z obłąkaniem, gdy trzaskanie z bicza i dźwięk dzwonków słyszeć się dały na dziedzińcu...
Uderzona okropném przeczuciem, Katarzyna wypuściła filiżankę z ręku, w chwili gdy właśnie miałem ją wziąść, wołając głosem zmienionym.
— Co to jest?...
— Stokrotnie przepraszam za moję niezręczność, pani, i za hałas jaki zrobili ci nędznicy. Ponieważ odjeżdżam dziś wieczór, pozwoliłem sobie kazać tu zajechać memu podróżnemu powozowi, nie chcąc tracić ani minuty z drogiego czasu, który można przy tobie pani przepędzić..
Katarzyna niezdołała się oprzéć temu ostatniemu ciosowi; zapomniała się najzupełniéj, i zawołała głosem przytłumionym, opierając swe drżące ręce na mojém ramieniu: — To niepodobna.... Pan niepojedziesz!... ja nie chcę abyś pan pojechał!...