wdę, upewniając mnie że zapomnienie jest jedyną rzeczywistością tego życia!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
«Otworzę więc znowu ten dziennik, który sądziłem raz na zawsze zamknięty...
Sądziłem także moje serce raz na zawsze zamknięte na wrażenia tkliwe i szczęśliwe.
Kiedy jeszcze czuję... piszmy więc jeszcze...
Będzie temu trzy miesiące, kiedy pewnego poranku wyszedłem, a za mną stary mój koń czarny, zgrzybiały lilak, na którego niegdyś kuzynka moja Helena tak często wsiadała .
Przechadzając się z głową machinalnie spuszczoną, postrzegłem świeżo wyryty trop wielkiego dzika.
Chcąc znaleść jakowe roztargnienie w gwałtownych ćwiczeniach, kazałem sprowadzić z Londynu ze trzydzieści psów gończych foxhounds[1], i urządziłem dość dobry przybór myśliwski, z wielką radością starego Leforta, dawnego dojeżdżacza mojego ojca, którego zachowałem jako ogólnego nadzorcę.
Idę przez ciekawość za tropem dzika, którego jeszcze niewyśledzono w boru, porzuciłem
- ↑ Psy do ścigania lisów.